Dzisiejszą niedzielą kończymy w liturgii czas Bożego Narodzenia. Jednak tradycyjnie do 2 lutego śpiewać będziemy kolędy i pozostawimy bożonarodzeniowy wystrój w kościele.

Chrzest jest zaniedbywany w pamięci ludzkiej. Po samej uroczystości zostają tylko zdjęcia. Jak przebiegał mój chrzest? Co ważnego pozostało mi po tym sakramencie w dorosłym życiu? 

Jan Chrzciciel  głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.

Dziś jest moda na mocnych! Nie możesz być słaby, nie wolno Ci okazywać uczuć, bo inni mogą to wykorzystać; zawsze miej przewagę nad innymi, dla bezpieczeństwa i własnego spokoju; musisz mieć ostatnie zdanie i udowodnić, że prawda leży bo Twojej stronie – nawet, gdyby fakty przeczyły, to tylko gorzej dla faktów; studiując prawo uświadamiasz sobie, że nie najważniejszą jest PRAWDA obiektywna, lecz prawda Twojego klienta – w tym musisz być bezbłędny… i wiele, wiele innych porad można dziś usłyszeć, jako drogowskazy prowadzące do sukcesu…
 Jakże to odmienne od postawy proroka Jana: mam świadomość, że istnieje mocniejszy ode mnie, mocniejszy w miłości, mocniejszy w miłosierdziu przebaczającym grzechy; mocniejszy w cierpliwości oczekiwania na powrót grzesznika… Czyż nam ludziom znerwicowanym i zagonionym, działającym w logice fałszywej samowystarczalności, nie potrzeba na nowo uświadomić sobie tej prawdy: jest mocniejszy ode mnie, choć przychodzi do mnie jako słabszy? Stał się niemowlęciem jak to świętowaliśmy i świętujemy nadal! Lecz dziś zaproszeni jesteśmy by z zachwytu nad pokorą, prostotą, bezbronnością Boga, pójść dalej i przyjrzeć się konsekwencjom jakie płyną dla nas: On stał się jednym z nas, byśmy stali się jak On w godności, w byciu obdarowanym miłością. Czy naprawdę wierzę, że przez chrzest, który otrzymałem, niebo stało się otwarte dla mnie? Mam przystęp do samego źródła miłości – Boga. Jezus będąc w synowskiej relacji z Ojcem wprowadza nas w tę najintymniejszą więź, jaka łączy matkę i ojca z dziećmi. Co więcej Bóg zapragnął w mocy Ducha Świętego zamieszkać w nas. Czy sobie zdaję sprawę z tej godności? Bóg mówił i mówi nadal do mnie i do Ciebie: Tyś jest mój syn umiłowany, tyś jest ma córka umiłowana. Jakie to wywyższenie, jakaż godność. Ale też i zadanie wobec innych. Na mocy chrztu mam być świadkiem tej miłości, która pragnie każdego człowiek tak wywyższyć. Jest mały problem: czy jestem zdolny na takie uniżenie wobec drugiego, jakie wobec mnie przyjmuje stale Bóg?

Od momentu chrztu św. drogowskazem dla człowieka staje się osoba Jezusa Chrystusa. Słowa Jezusa, przykazanie miłości Boga i bliźniego, zapisane na kartach Ewangelii, będą wskazywały drogę do nieba. Wiara wymaga dzielenia się nią z innymi. Świadectwo, które dajemy, umacnia nie tylko naszą wiarę, ale potwierdza wiarę w innych.